Polityka energetyczna rodzi się w bólach. Niespodziewanie do łask powróciły wiatraki na Bałtyku.
O problemie pisała rp.pl. Nawet 8 GW mocy wiatrowych do 2040 r. można byłoby zbudować w polskiej strefie na Bałtyku – szacuje Fundacja na rzecz Energetyki Zrównoważonej (FNEZ). Potencjał naszego morza na 2030 r. według zaktualizowanych analiz FNEZ spadł jednak o połowę z wcześniej spodziewanych 6 GW.
Maciej Stryjecki z FNEZ w rozmowie z portalem zaznacza, że tych mocy nie będzie tak dużo, ze względu na brak decyzji politycznych. Jest za to realna szansa na to, aby w ciągu 10 lat na morzu uzyskiwać z wiatru około 2,5 – 3 GW mocy.
Obecnie w trakcie realizacji są dwa projekty. Polenergii na ok. 1,2 GW (z możliwością podwojenia mocy po uzyskaniu stosownych pozwoleń w przyszłej dekadzie) oraz farma PGE na ok. 1 GW.
Jak wynika z informacji rp.pl, obie firmy rozmawiają wstępnie z największymi międzynarodowymi graczami z tego sektora o ewentualnym partnerstwie przy projektach. Inwestorzy zagraniczni chętnie wejdą na rynek, ale oczekują zapewnień, że w polskim miksie jest miejsce dla offshore, czyli właśnie morskiej energetyki wiatrowej. Co na to polski rząd?
W lipcu tego roku wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski powiedział, że przynajmniej 60 proc. energii w 2030 r. ma powstawać z węgla kamiennego i brunatnego. Podkreślił, że polityka energetyczna Polski ma wspierać rozwój różnorodnych źródeł wytwarzania energii i wykorzystywać dostępne zasoby. Odniósł się m.in. do przyszłości odnawialnych źródeł energii.
W styczniu 2017 roku, ponad 30 podmiotów związanych z branżą morską i energetyczną, w tym Europejski Instytut Miedzi, zawarło porozumienie, którego celem jest efektywne wsparcie rozwoju sektora energetyki morskiej w Polsce.
Czytaj więcej: Morska energetyka wiatrowa kołem zamachowym polskiej gospodarki